Gazeta WyborczaGazeta Wyborcza, edycja ogólnopolska, 22 października 2008


Dorota Steinhagen
A może kryzys to kara za grzechy? – zastanawia się duszpasterz ludzi biznesu. – Za chciwość i brak roztropności bankierów i ich klientów, zwykłych ludzi?
Gdy czołówki gazet wielką czcionką krzyczą o kryzysie światowej gospodarki, w Krakowie przy ul. Saskiej ze swoim księdzem spotykają się biznesmeni. Ich ogólnopolskie duszpasterstwo nazywa się „Talent”, bo potrzeba talentu, aby być skutecznym przedsiębiorcą, dawać ludziom pracę i zarobek.
Msza. Sercanin ks. Grzegorz Piątek mówi o kryzysie. A właściwie o wartościach. Bo jeśli w życiu postawili na właściwe wartości – nie tylko praca i dochody – przetrwają kryzys, choćby firma miała upaść. Coś im zostanie – rodzina, przyjaciele, wdzięczność ludzi, którym kiedyś pomogli.
Stara grzeszna chciwość
Rok 1931, na świecie trwa kryzys, padają banki, przedsiębiorstwa. Papież Pius XI ogłasza encyklikę Quadragesimo Anno, a w niej bardzo wyraźnie podkreśla związek moralności z gospodarką.
Rok 1998. Synod Biskupów na temat Azji. Prof. Thomas Hong–Soon Han, wykładowca ekonomii na Uniwersytecie w Seulu, mówi: „Nie sposób zrozumieć mechanizmu kryzysu ekonomicznego ani podjąć problemów z nim związanych, nie opierając się na nauczaniu społecznym. Jest to bowiem nie tylko kryzys ekonomiczny, ale nade wszystko kryzys moralny, nieunikniona konsekwencja struktur grzechu dominujących we wszystkich częściach naszej globalnej wioski”.
– O gospodarce i ekonomii Kościół wypowiadać się nie powinien, bo się na tym nie zna – twierdzi ks. dr. Arkadiusz Wuwer, wykładowca na Wydziale Teologii Uniwersytetu Śląskiego, socjolog i specjalista z zakresu nauki społecznej Kościoła. – W kwestiach moralnych nie tylko może, ale powinien zabierać głos.
– Wprawdzie każdy popełnia grzech indywidualnie i indywidualnie kiedyś za niego odpowie, ale tym razem grzech tak się namnożył, że ewidentnie mamy jego przejawy w wymiarze społecznym – twierdzi ks. Piątek.
Czym zgrzeszyła światowa gospodarka, aby zasłużyć na karę? Tym samym, czym człowiek grzeszy od wieków – chciwością. Już św. Paweł twierdził, że korzeniem wszelkiego zła jest chciwość. Dziś w Watykanie powstaje katalog nowych grzechów głównych, a wśród nich – obok zanieczyszczania środowiska i eksperymentów genetycznych – wymieniane jest nieumiarkowane bogacenie się. Dla ks. Piątka to ciągle ta sama chciwość, choć nazwana nowoczesnym językiem. Bo przecież już w Starym Testamencie prorocy piętnowali „przyłączanie domu do domu, pola do pola”.
Nie Bóg nas karze, sami to czynimy
Marta Korbut, właścicielka najstarszego w Krakowie prywatnego przedszkola. Zaczynała od dziesiątki dzieci, którymi sama się opiekowała, dziś w trzech oddziałach swojego przedszkola (trzeci otworzyła dwa miesiące temu) dzieci jest ok. 170, a pracowników – 30.
– To jest grzech? Że potrafię, że to, co zarobiłam – zainwestowałam? Że wreszcie mam takie przedszkole, o jakim marzyłam od 30 lat, raj dla dzieci? Nie chcę po raz kolejny słuchać o karzącym Bogu. Wiem za to, co chciałabym usłyszeć podczas kazania: Dasz radę. Jesteś dobry. Przetrwasz kryzys, razem go przetrwamy. To samo powtarzam moim dzieciom w przedszkolu – że dadzą radę, bo są dobre.
Swoje przedszkole wymyślała – żeby nie oszaleć – podczas prawie rocznego pobytu w szpitalu po poważnym wypadku. Dziś z sześćdziesiątką na karku tyle ma w sobie optymizmu i energii, że mogłaby nimi obdzielić ze trzy nastolatki. Dla wszystkich – z Talentu, z którym jest związana, i wszystkich z poza – ma radę: – Pokłoń się Panu Bogu, podziękuj za radość tworzenia, za to, że jesteś zdrowy, masz co jeść, za co wykształcić dzieci. A jak ci coś zostanie, podziel się z innymi, niech im się też uda.
– Kryzys to nie kara, ale skutek grzechu – tłumaczy ks. Wuwer. – Nie Bóg nas karze, sami to czynimy. Istnieje pojęcie grzechu społecznego. Ma dwa znaczenia – grzechu występującego powszechnie w jakimś środowisku lub grzechu popełnianego pod presją żyjącego niemoralnie środowiska. Tworzy się z tego zaklęte koło, z którego – jak twierdzą niektórzy – wydostać się nie sposób. Myślę, że za skutek takiego właśnie społecznego grzechu można uważać to, co kluczowe dla zrozumienia obecnej sytuacji – wszechobecnego braku zaufana. Banku do banku, przedsiębiorcy do przedsiębiorcy, obywatela do rządu, choć ten zapewnia, że czyni wszystko, aby zaradzić sytuacji.
Być człowiekiem w czasie bessy
Dyrektor Małgorzata Krzysztoszak z Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych „Lewiatan”: – Kościół ma bardzo silne oddziaływanie na społeczeństwo. Boję się, że ktoś, kto dotąd nawet nie zastanawiał się nad kryzysem, a posłucha o nim podczas kazania, wpadnie w panikę. Tego Kościołowi na pewno nie wolno – podsycać nastrojów, budzić niepokoju. Wolałabym, żeby ksiądz raczej uspokajał, tłumaczył, że w Polsce światowy kryzys wcale nie odbije się na życiu zwykłych ludzi, że giełda to giełda, rządzi się swoimi prawami, a polska gospodarka wcale nie ma się źle.
– Jeśli w 2001 r. Kościół zajął stanowisko w sprawie ataku terrorystycznego na USA, to może je zająć także w sprawie kryzysu, bo on także ma ogólnoświatowy wymiar – twierdzi Robert Mostowski, prezes częstochowskiej firmy Komozja produkującej, głównie na amerykański rynek, luksusowe bombki choinkowe. – Gdzie indziej, jak nie w Kościele powinniśmy słyszeć o „marności nad marnościami”. A pieniądz to właśnie marność.
Amerykański kryzys Komozji nie szkodzi. Problemy miała wcześniej, gdy złoty się umacniał, a wartość dolara spadała. O rynek w Stanach też się nie boi. Jej bombki trafiają do tych samych ludzi, którzy kupują mercedesy i ferrari. Z powodu kryzysu z nowego auta może zrezygnują, ale na częstochowską bombkę nadal będzie ich stać.
Marek Świeży z Gdowa koło Krakowa, inicjator powołania ogólnopolskiego duszpasterstwa przedsiębiorców, z uwagą obserwuje notowania giełdowe, a jeszcze uważniej – kursy walut. Od tego zależy los jego firmy sprowadzającej do Polski artykuły gospodarstwa domowego. Wzrost kursu dolara może oznaczać konieczność podniesienia cen, a nie wiadomo, jak na to zareaguje klient.
– Nie oczekuję, że Kościół podpowie mi, jak mam prowadzić firmę – mówi. – Z tym muszę sobie sam radzić. Kościół powinien mi mówić, jak być człowiekiem, podczas bessy i podczas hossy też.
A hossa tworzy pokusy. Mam kłopoty. Jeśli zapłacę dostawcy, stracę płynność finansową. Więc może nie zapłacić? Ale przecież już w Starym Testamencie wstrzymanie zapłaty uchodziło za grzech wołający o pomstę do nieba. Chcę zainwestować, ale na krawędzi ryzyka. A przecież roztropność to cnota kardynalna.
Pożyczasz cudze, oddajesz swoje
Marta Korbut w kategorii grzechu światowej i polskiej gospodarki widzi właściwie tylko powszechne postępowanie banków rozdających każdemu – czy tego chciał, czy nie – karty kredytowe. Bez pytania, jakie ma dochody, bez sprawdzenia, czy ma je w ogóle. Nawet teraz, gdy gospodarka już odczuła, jakie są tego konsekwencje, w telewizji wciąż pojawiają się reklamy kolejnych kart, kolejnych kredytów dostępnych w kilka minut, bez poręczycieli, bez uciążliwych formalności: – Masz za niski limit na swojej karcie? Teraz wystarczy SMS do banku, a my przyznamy ci wyższy kredyt.
Kapelan przedsiębiorców też ten grzech widzi i nazywa brakiem roztropności. Widocznym np. u bankierów przyznających kredyty także tym, którzy nie mają szans na ich spłatę, u maklerów obracających nieodpowiedzialnie cudzymi pieniędzmi. – Ale nie tylko u finansistów – podkreśla. – Jeszcze nie wyszliśmy z mentalności narzucanej nam przez poprzedni system i wciąż uważamy, że każdy, kto coś ma, jest zły. Dotychczas łatwo było, także w Kościele, brać w obronę robotników, a piętnować złego przedsiębiorcę. Trudniej nauczyć się, że dziś piętnować trzeba leniwego i pijanego robotnika, a uczciwych przedsiębiorców przedstawiać jako nowych bohaterów, którzy dają pracę i umieją innych zapalić do działania. Używamy jednak wobec nich tych samych co niegdyś słów: dorobkiewicz, nowobogacki. Tymczasem chciwością i brakiem roztropności grzeszy także ktoś, kto kupuje na kredyt nową pralkę, choć jej nie potrzebuje. Kupuje tylko dlatego, że sąsiad kupił. Kupuje, choć sobie na ten zakup pozwolić nie może, bo kupił już telewizor i lodówkę, także na raty.
– Kupuje, bo uważa, że miarą jego wartości jest to, co ma, a nie to, kim jest – dodaje ks. Wuwer. – To właśnie jest chciwość.
– Jest takie powiedzenie: pożyczasz cudze, oddajesz swoje, pożyczasz na chwilę, oddajesz na zawsze – cytuje Mostowski. – Pieniądz stał się ostatnio bardzo łatwo dostępny – ocenia. – Zbyt łatwo. Ludzie korzystając z plastikowej karty, robiąc zakupy w internecie zapomnieli, ile się trzeba napracować, żeby zarobić kilkaset złotych.
Posiadanie to nie grzech
– Jeśli Kościół zacznie teraz wmawiać ludziom, że mają nie kupować przysłowiowej pralki, nikt w to nie uwierzy. I nikt nie posłucha – twierdzi Korbut. – Bo co? Mamy wrócić do lepianek?
Ksiądz Arkadiusz Wuwer raz jeszcze przywołuje słowa profesora Thomasa Hong–Soon Hana podczas synodu biskupów w 1998 r. – Samo nauczanie doktryny społecznej nie wystarcza, musi mu towarzyszyć działanie, dzięki któremu doktryna stanie się wiarygodna i powszechnie znana. Kościół, głosząc ludziom nauczanie społeczne, musi sam je realizować we własnym życiu. To każe nam zastanowić się nad sposobem postępowania, nad stanem posiadania i stylem życia samych ludzi Kościoła. Dla ks. Piątka granicę między tym, co jeszcze jest rozsądnym zakupem, a co już nieuzasadnionym gromadzeniem dóbr wyznacza sam człowiek. Wskazówką są potrzeby. Wspomina niedawny paryski salon samochodowy, na którym reklamowano volvo, odwołując się do samej przyjemności jego posiadania. Posiadanie nie jest grzechem. Ważne jest, skąd się coś ma i czemu to służy. – W przypadku księdza powinno służyć nie jemu, a jego pracy – twierdzi.
Dlatego – ocenia – wielu księży nie mówi z ambony Kowalskim i Nowakom, aby nie kupowali kolejnej pralki, lodówki, samochodu, bo sami mają podobne grzechy na sumieniu. Gdyby mówili, brzmiałoby to niewiarygodnie i fałszywie.
– Tak na rzecz patrząc, księża o niczym by mówić nie mogli, bo są ludźmi, a zatem grzesznikami – twierdzi ks. Wuwer. – Dla mnie ksiądz to człowiek, który mając świadomość własnej grzeszności, mówi ludziom o tym, jak być powinno. A siebie stawia w pierwszym szeregu tych, którzy potrzebują nawrócenia.
A jeśli prawdę mówią polscy ekonomiści i kryzys faktycznie mniej dotknie nasz kraj? To co? Mniej grzeszymy? Czy też okazji mieliśmy mniej, bo gospodarka nie jest tak rozwinięta jak w Ameryce?
– A może mamy jakieś chody w niebie? – śmieje się ksiądz Piątek. – Tylko czy na nie zasłużyliśmy?
Artykuł na stronie Gazety Wyborczej