Słowo „miłość” jest niezwykle pojemne i oznacza niekiedy coś zupełnie przeciwstawnego, bo przecież miłością nazywamy zarówno poświęcenie jak i pożądanie. W języku hebrajskim istnieją dwa słowa wyrażające różne rodzaje i odcienie miłości, w języku greckim wyróżniamy cztery takie słowa, a w języku arabskim, według Tahar Ben Iellouna, aż sto – podobnie jak imion Boga (człowiek zna 99, bowiem ostatnie jest niepoznawalne). Do tej pory nikt nie znalazł doskonałego synonimu słowa „miłość”.

Miłość wymaga czynu

Bycie zakochanym jest stanem ducha, głębokim odczuciem, gdzie kochanie splata się z pragnieniem bycia kochanym i nie jest równoznaczne z miłością, bo miłość jest przede wszystkim konkretnym czynem. Emanuel Levinas zwrócił uwagę na hebrajskie słowo „hesed” wyrażające czułość, dobroć, miłosierdzie, ponieważ kochać, według tego filozofa, to bać się o drugiego i wspierać go w słabości.

Czy miłość jest pożądaniem?

Pożądanie jest potężnym ruchem w kierunku spotkania wynikającym z odczuwanego braku; wyraża głos ciała, które pragnie być kochane, dotykane z czułością przez inną osobę, dlatego może zaistnieć nie pomiędzy jakimikolwiek organizmami żywymi, ale pomiędzy osobami. Eric Fuchs stanowczo twierdził, że przeciwstawianie pożądania i miłości wynika z fałszywego spirytualizmu. Niemniej istnieje prawdziwa różnica pomiędzy pożądaniem i miłością, ponieważ uczuciem towarzyszącym pożądaniu jest nostalgia, natomiast z miłością związana jest radość, że drugi człowiek istnieje. Jeżeli wydaje się oczywistym stwierdzenie: „kochać to znaczy również pożądać”, to odwrócenie: „pożądać to znaczy również kochać”, zdecydowanie traci na swojej oczywistości, ponieważ nie wystarczy pożądać, aby kochać. W miłości jest radość i wola, czego nie znajdziemy w pożądaniu. Dlatego zwrot „pragnę cię” jest obciążony genetyczną dwuznacznością. Lepiej byłoby go zastąpić słowami „pragnę, abyś żył”. Taka zamiana jest wtedy możliwa, gdy nastąpi nawrócenie tzn. przejście od poszukiwania własnego zadowolenia do dzielenia się radością.

Czy miłość jest czułością?

Czułość jest innym aspektem miłości i nie zawsze idzie w parze z pożądaniem. Słowo „czułość” pochodzi od „czuć” i od razu narzuca się pytanie: co właściwie w miłości należy i można czuć?

Każdy maskuje jakąś słabość, przywdziewając rozmaite maski, grając kogoś innego, np. twardego kowboja. W czułości dwie słabości wzajemnie się uznają i pragną być dotknięte przez kruchość drugiego, bowiem w czułości nie chodzi tylko o przeżycia, ale o odczucia. Można jednak współczuć z kimś głęboko bez kochania. Lubowanie się w czułości świadczy o niedojrzałości, o pragnieniu pozostania dzieckiem, aby ktoś inny nami się opiekował – nie można całe życie karmić się tylko mlekiem; trzeba również konkretniejszego pokarmu.

W małżeństwie miłość jest również wezwaniem do doskonalszego życia, co niekiedy boli. W czułej miłości małżonkowie stają się chwilami jak dzieci. Jest jednak różnica między dorosłym, który na jakiś czas staje się dzieckiem a dzieckiem, które nigdy nie przestało nim być.

Czy miłość jest namiętnością?

Filozofia przez długi czas klasyfikowała miłość jako namiętność. Święty Tomasz z Akwinu wyróżniał miłość, nienawiść, chciwość, wstręt, przyjemność, smutek, a Kartezjusz wyszczególniał nienawiść, podziw, pożądanie, radość, smutek.

W miłości jest coś biernego, bo przecież nie decydujemy się kochać. Z drugiej jednak strony decydujemy o czynach świadczących o miłości.

Używane przez nas słowa świadczą o nierozerwalnym związku miłości i cierpienia, bo namiętność nazywana jest pasją czyli największym cierpieniem. Nawet Kupidyn jest przedstawiany z łukiem i strzałą, która rani. Natomiast św. Jan od Krzyża pisał o żywym ogniu miłości, a ogień parzy i pali. Z tego powodu wielu twierdzi, że lepiej nie kochać lub kochać powierzchownie, by w ten sposób uniknąć cierpienia. Na takie twierdzenia Paul Claudel odpowiadał: „W tym, kto nie cierpi, życie przerwało swoją pracę”. Wynika z tego, że lepiej kochać i stracić miłość, niż nigdy nie kochać.

Namiętność niekoniecznie sprzeciwia się woli, bo przecież można czegoś namiętnie chcieć. Namiętność może dać woli z niczym nieporównywalną energię. Georg W. F. Hegel posunął się nawet do stwierdzenia, że nic wielkiego nie dokona się w świecie bez namiętności” (Rozum w historii). Namiętność nie musi być niemoralna, bowiem można kochać zarazem moralnie i namiętnie. Namiętność sięga znacznie dalej niż przyjemność, bo otwiera człowieka na inność drugiego i nie robi przy tym żadnych kalkulacji. Człowiek szukający przyjemności kalkuluje, czy mu się to opłaca i tak naprawdę nie interesuję się drugim.

O namiętności pewnie myślał św. Bernard z Clairvaux, gdy napisał: „Miłość jest mądrym szaleństwem”.

Czy miłość jest wolą?

Miłość nie jest jakimś fatum, na które jesteśmy skazani. Święty Tomasz z Akwinu, powołując się na Arystotelesa, napisał: „Kochać to chcieć dla kogoś dobra”. Takie zrozumienie miłości implikuje wolę. Niestety, od dwóch wieków wolę kojarzy się z racjonalizmem, a miłość z romantyzmem, stawiając je w ten sposób na przeciwstawnych biegunach.

Woli nie możemy utożsamiać z pożądaniem, gdyż pożądanie nic nie kosztuje, natomiast wola podejmuje niekiedy długotrwałe działania.

Święty Augustyn utożsamiał miłość i wolę: miłość to tylko wola w całej swojej sile (O Trójcy Świętej), a wola jest niczym innym jak potęgą kochania (Miasto Boże). Podobnie uważał św. Jan od Krzyża. Dzięki tym myślicielom miłość przestaje być postrzegana tylko jako namiętność, ale przede wszystkim jako cnota. Chrześcijaństwo bowiem umieściło miłość między cnotami teologalnymi (wiara, nadzieja, miłość), które uzupełniły odziedziczone po Platonie, Arystotelesie i Cyceronie, cnoty kardynalne (roztropność, sprawiedliwość, umiarkowanie, męstwo).

Cnota miłości leczy nas ze szczególnego rodzaju ślepoty: przestajemy ludzi postrzegać jako przedmioty i dostrzegamy w nich podmioty, które powinny wzrastać również dzięki nam.