Puls BiznesuPuls Biznesu, 28 lutego 2007


Jacek Konikowski
Reportaż. Mówią o sobie tak: po pierwsze – jesteśmy kapłanami, po drugie – kapłanami, po trzecie – biznesmenami. Nie odwrotnie.
Na przejście graniczne wjeżdża olbrzymia ciężarówka wyładowana po brzegi terakotą. Na jej widok celnicy łagodnieją, witając kierowcę z szacunkiem. Rzadki widok. Wielki napis na plandece tłumaczy wszystko: „Transport Międzynarodowy Parafia Najświętszej Marii Panny Królowej Polski w Głogowie”. Jeszcze do niedawna ciężarówki ks. Ryszarda Dobrołowicza regularnie kursowały do Niemiec i Austrii. Woziły, co się dało. O klientów nie było trudno, bo któż nie zaufa firmie prowadzonej przez księdza.
– Bywało, że ksiądz sam siadał za kółkiem i jechał do Niemiec. Dziś firma już nie działa, bo cel, dla którego ją stworzono, został osiągnięty: kolegiata głogowska jest już odbudowana – mówi bliski współpracownik księdza Ryszarda Dobrołowicza, który w Głogowie był jednym z większych pracodawców.
Wciąż działa i zarabia radio parafialne.
Ksiądz Dobrołowicz nie jest, rzecz jasna, jedynym księdzem, który – prócz brewiarza – nosi przy sobie kalkulator.
Infirmeria ojca Grzegorza
Produkty ojca Grzegorza Sroki, franciszkanina z klasztoru w Rychwałdzie koło Żywca, można kupić w niejednej aptece. Pudełka z preparatami ziołowymi wyglądają niczym specyfiki zachodnich koncernów farmaceutycznych. Z jednym wyjątkiem: na każdym jest wizerunek ojca Sroki.
– To było bodajże w 1965 roku. Kupiłem wtedy ziół za 30 zł i zrobiłem z nich trzy paczki, które sprzedałem za 110 zł. Od tego czasu nigdy już nie dopłacałem do leków, za to systematycznie zwiększałem asortyment – mówi ojciec Sroka.
78-letni zakonnik w białym fartuchu bardziej przypomina aptekarza niż duchownego. Co sobotę i niedzielę, zaraz po nabożeństwach, siadał za ladą w zielarni tuż przy sanktuarium maryjnym na wzgórzu i sprzedawał najróżniejsze specyfiki: na serce, nerwy, trawienie, prostatę, bóle kręgosłupa czy dolegliwości kobiece. Mieszanki ziołowe i krople.
W końcu ojciec Grzegorz, niczym rasowy przedsiębiorca, zróżnicował biznes. Niedawno otworzył dwie groty solne. Groty przybrały formę fragmentu chodnika kopalni soli z Bochni.
– Sól sprowadziłem z Kłodawy i Bochni. W środku panuje niepowtarzalny mikroklimat, jakby się było 150 metrów pod ziemią. Godzina w grocie to tyle, co trzy dni nad morzem – zachwala ojciec Grzegorz.
Wyliczył, że inwestycja zwróci się najwcześniej za trzy lata. Potem zbuduje się mały hotelik i zorganizuje turnusy zdrowotne. A potem…
Niestety, cztery miesiące po naszej rozmowie ojciec Grzegorz zmarł. Ale klasztor zamierza kontynuować jego dzieło.
– Na zasadzie zakładu gospodarczego pracuje wiele przyklasztornych wydawnictw, przedszkoli i innych firm. Nie wiadomo, ile ich jest w kraju. Niektóre, jak chociażby gospodarstwo przy klasztorze Cystersów w Szczyrzycu, finansują inwestycje z funduszy unijnych – twierdzi ks. Grzegorz Piątek z Duszpasterstwa Przedsiębiorców i Pracodawców, prowadzonego przez zakon księży sercanów, który sam kierował kiedyś kościelną firmą.
Zakon braci mniejszych kapucynów z Krakowa specjalizuje się w ziołach. Słynny „Balsam Kapucyński” to ich dzieło. Dla jego produkcji, bracia otworzyli własną firmę: kościelny zakład wytwórczy i handlowy Manufaktura Kapucyńska w Krakowie. Preparat produkują w klasztorze, pilnie strzegąc receptury. Nam zdradzili jedynie kilka składników: kłącze rzewienia, kora buczyny, korzeń arcydzięgla. I miód. Balsam sprzedają za pośrednictwem klasztorów kapucyńskich w całym kraju.
Bracia zakonni prowadzą też kilka klinik, szpitali i aptek. Niektóre podpisały umowy z NFZ. W tej branży dominują bonifratrzy. W najstarszym ze szpitali (działającym od 400 lat w Krakowie) wykonywane są zarówno analizy laboratoryjne, jak i skomplikowane operacje. W Warszawie bonifratrzy prowadzą własną poradnię ziołoleczniczą i aptekę ziołową.
Benedyktyni z klasztoru w Lubiniu zarabiają – i to niemało – na szkółce roślin ozdobnych. „Klasztorne” sadzonki i krzewy znajdują chętnych nie tylko dlatego, że czuć w nich „palec boży”. Są po prostu piękne. I tańsze niż u konkurencji. Klasztor kamedułów w Bieniszewie koło Konina od 400 lat para się pszczelarstwem. Bracia zakonni hodują pszczoły i sprzedają miód według własnej receptury.
Niektórych wiernych oburza biznesowa działalność księży. Niesłusznie. Już św. Benedykt z Nursji, założyciel klasztoru na Monte Cassino i zakonu benedyktynów, zachęcał: módlcie się i pracujcie. Również abp Józef Michalik przekonywał, że „ubóstwo nasze, ludzi Kościoła, ta ewangelizacja nie ruszy z miejsca…” bez przedsiębiorczości.
Prałat Jan Huryn jest tego żywym przykładem.
Na wyrost
Większość księży raczej niechętnie mówi o dokonaniach biznesowych. Ze skromności. Bo nie robią tego dla siebie, lecz dla dobra parafii, wiernych, braci klasztornych czy po prostu: ewangelizacji. Prawda jest taka: gdyby nie spryt i biznesowa żyłka wielu z nich, ewangelizację musieliby prowadzić w szałasie przy świecach.
Gdyby nie charyzma księdza prałata Jana Huryna, zapewne długo jeszcze wierni na Chomiczówce czekaliby na kościół. Ksiądz Huryn zbudował go w czasach głębokiego PRL-u, nie mając nic – prócz błogosławieństwa biskupa i hektara ziemi. W sześć lat postawił jedną z największych świątyń w Warszawie, która w dodatku zarabia na swe utrzymanie. Jak tego dokonał? Historia dobra na film.
– Na początku lat 80. ze wszystkim były problemy, dlatego wygrywał sprytny. Na budowę kościoła ówczesne władze nie znalazłyby grama cementu, ale na budowę drogi nawet kilka ton. Powołaliśmy więc komitet budowy drogi, dzięki któremu zdobyliśmy przydział na cement. Droga oczywiście nigdy nie powstała – mówi współpracownik proboszcza.
Ale nie każdy z księży-przedsiębiorców jest tak sprytny. Większość bywa łatwowierna, wręcz naiwna. Przynajmniej na początku.
– Z doświadczenia wiem, że księża-przedsiębiorcy często są zbyt litościwi dla partnerów. Na początku, gdy kilka razy się na tej litości sparzyłem, później byłem bardziej wstrzemięźliwy. Może potrzebujemy innych wzorców niż „zwykły” biznes? Mówi się o proboszczach przyjaznych środowisku, to może powinien to być biznesmen z ludzką twarzą – zastanawia się ks. Grzegorz Piątek.
Zdarza się, że niektórzy proboszczowie opacznie pojmują dewizę „ora et labora” (módl się i pracuj). Choćby ci, którzy godzą się na reklamę firm w kościołach. Zdarza się też coraz częściej, że pod koniec mszy ksiądz zachęca do modlitwy za zmarłych pochowanych przez tę czy inną firmę pogrzebową.
Już chyba lepiej zakasać rękawy i z korzyścią dla parafii popróbować, jak smakuje czysty biznes.


Módl się i pracuj
Reguła św. Benedykta z Nursji, przeznaczona pierwotnie tylko dla zakonników, jest też wskazówką dla współczesnych przedsiębiorców. Benedykt twierdził, że filarem ludzkiej aktywności i przedsiębiorczości jest dobra organizacja pracy.
W regule wprowadził ścisły podział dnia (osiem godzin na pracę, wiele godzin na modlitwę i medytację oraz czytanie Pisma Świętego, reszta czasu – na odpoczynek). Uważał, że próżnowanie jest nieprzyjacielem duszy. Każdy zakonnik winien żyć z pracy rąk własnych – tak jak żyli apostołowie, czyli tworzyć dostatek na rzecz klasztoru oraz ludzi poza nim.
Zakonnik leniwy, oddający się próżnowaniu albo pustym rozmowom, jest nieużyteczny, przeszkadza innym.


Parafia płaci
Nie wszystkie parafiie, jak Matki Bożej Wspomożycielki Wiernych w Warszawie zarabiają, ale każda musi płacić swoiste „kościelne” podatki. To: opłata ryczałtowa na seminaria, opłata ryczałtowa dla biskupa, świętopietrze, na rozwój nauki (KUL i PAT), na rozwój chrześcijaństwa w krajach trzeciego świata, Dar Życia (walka o obronę nienarodzonych).


Duszpasterstwo biznesowe
Duszpasterstwo Przedsiębiorców i Pracodawców (DPiP) prowadzone przez księży sercanów powstało w 1999 r. Jego początki związane są z Markiem Świeżym, przedsiębiorcą z Gdowa, od którego pochodzi idea spotkań. Celem DPiP – jak to syntetycznie ujmuje Jan Paweł II w liście do księży sercanów z okazji 75-lecia obecności zgromadzenia w Polsce – jest „duchowa i społeczna formacja tych, którzy tworzą nowe miejsca pracy, oraz troska, aby podejmowana przez nich działalność gospodarcza była zgodna z wymogami ewangelicznej miłości i sprawiedliwości”. – Kościelne osoby prawne mogą powołać zakład gospodarczy – twierdzi ks. Grzegorz Piątek z Duszpasterstwa Przedsiębiorców i Pracodawców, z zakonu księży sercanów, który sam kierował kiedyś kościelną firmą.


Święty Mikołaj z Licji
Po św. Janie Chrzcicielu, a przed św. Piotrem i Pawłem, św. Mikołaj to najpopularniejszy święty w Polsce. Uznawany za patrona przedsiębiorców, handlowców i pomyślnych transakcji, a także cukierników, krawców, karczmarzy, perfumiarzy, rolnikóworaz przewoźników i spedytorów. Także – prawników, więźniów i pisarzy.
Artykuł na stronie Pulsu Biznesu