W duchową wędrówkę po Bliskim Wschodzie zabrał ks. dr hab. Jan Żelazny uczestników rekolekcji w Gródku nad Dunajcem (15-17 lutego 2013 roku). Pokazał, że żyjący we wrogim środowisku chrześcijanie aramejscy mogą być dla nas źródłem inspiracji.

Określenie „Bliski Wschód” przywołuje w naszej świadomości rozmaite obrazy. Niektórym kojarzyć się będzie ze smakiem oliwek i humusu, głosem muezzina wzywającego do muzułmańskiej modlitwy lub kąpielą w Morzu Martwym, innym z pielgrzymką do Betlejem, Nazaretu i Grobu Pańskiego, często też niestety z konfliktem izraelsko-palestyńskim i brutalną wojną domową w Syrii.

Jako chrześcijanie mamy świadomość, że to właśnie na tych terenach rozgrywała się historia zbawienia: tutaj narodził się, żył, nauczał, umarł na krzyżu i zmartwychwstał Jezus Chrystus, tutaj pełnili swoją misję apostołowie. Często jednak kojarzymy ten region raczej z początkowym okresem chrześcijaństwa i nie zauważamy, że bliskowschodni chrześcijanie, których rodowód sięga właśnie czasów Chrystusa, istnieją i działają po dziś dzień. W Libanie ponad 20% ludności kraju stanowią maronici, wspólnota pozostająca w pełnej łączności ze Stolicą Apostolską, sięgająca swoimi początkami gminy chrześcijańskiej w Antiochii (obecnie południowa Turcja), której pierwszym biskupem był według tradycji św. Piotr, i która stała się siedzibą jednego z pięciu patriarchatów. Antiochia była także miejscem, w którym pierwszy raz użyto nazwy „chrześcijanie”. Kościół maronicki definiuje się jako kościół patriarchalny z cechami monastycznymi i ascetycznymi – takie samookreślenie można znaleźć na oficjalnych stronach internetowych patriarchatu. Wśród wielu starodawnych tradycji, które podtrzymuje, istotne miejsce zajmuje liturgia w języku syriackim (syryjskim). Język ten stanowi współczesną odmianę aramejskiego, który w czasach Jezusa Chrystusa funkcjonował jako lingua franca na całym obszarze Bliskiego Wschodu i używany był jako język codzienny przez mieszkańców Palestyny i Syrii, w tym także przez Żydów. Inne wspólnoty chrześcijańskie różnych wyznań mieszkają w Turcji, Syrii, Iraku, Izraelu i Autonomii Palestyńskiej. W Egipcie chrześcijańscy Koptowie – bezpośredni potomkowie starożytnych Egipcjan – stanowią dzisiaj około 10% mieszkańców tego kraju. Etiopia, której cesarze wywodzili swój rodowód od króla Salomona i królowej Saby, jest chrześcijańska po dziś dzień.

Jak widać, nie są to wspólnoty marginalne. Co prawda w obecnych czasach dominującą religię Bliskiego Wschodu stanowi islam, jednak około 1400 lat temu mapa religii tego obszaru byłaby – w pewnym uproszczeniu – mapą chrześcijaństwa w całej jego różnorodności, usianego wyspami judaizmu, sąsiadującego z perskim zoroastryzmem i religiami pogańskimi. Na obszarze dzisiejszej Arabii Saudyjskiej i Jemenu pełno było chrześcijańskich klasztorów, a w Katarze – znanym obecnie raczej z petrodolarów i stacji Al-Dżazira – znajdowało się chrześcijańskie biskupstwo. Mówiąc o kościołach bliskowschodnich w kontekście dzisiejszych czasów nie wyobrażajmy sobie także jakiś lokalnych, egzotycznych zjawisk rodem z Trzeciego Świata. Przeciwnie – kościoły te funkcjonują w zorganizowanej postaci także w tych krajach, do których emigrowali ich wyznawcy. Przykładowo, diecezjalna struktura kościoła maronickiego obejmuje nie tylko diecezje w Libanie i Syrii, ale także na Cyprze, w Egipcie, USA, Kanadzie, Australii i Ameryce Południowej.

Bliskowschodnim wspólnotom chrześcijańskim my, Europejczycy, zawdzięczamy wiele. Mnisi syryjscy przechowali całą spuściznę klasycznej filozofii greckiej, która za pośrednictwem arabskim dotarła ponownie do zbarbaryzowanej Europy u kresu średniowiecza. Wiele tekstów Ojców Kościoła to literatura w języku syriackim. Zwycięzcy muzułmanie często doceniali umiejętności, fachowość i wysokie standardy moralne bliskowschodnich chrześcijan, którzy wielekroć pełnili odpowiedzialne funkcje na dworach kalifów, od lekarzy po zaufanych ministrów.

Uczestnicy rekolekcji wielkopostnych

Uczestnicy rekolekcji

Czego mogą nas nauczyć tamtejsi chrześcijanie dzisiaj, w roku wiary? Przede wszystkim dawania świadectwa wierze w trudnych warunkach współistnienia z muzułmańskim otoczeniem. Nie jest to przy tym świadectwo wyłącznie pasywne. Rzadko zastanawiamy się nad tym, że bliskowschodni chrześcijanie od początku stanowili grupę niezwykle dynamiczną, która dotarła aż do Indii i jeszcze dalej na wschód. Po dziś dzień w stanie Kerala w południowych Indiach mieszkają chrześcijanie obrządku malabarskiego, wykorzystujący w liturgii język syriacki. Nawet wśród najeźdźców mongolskich pod wodzą Dżyngis Chana znajdowały się plemiona nawrócone na chrześcijaństwo przez syryjskich kupców-misjonarzy. Jaka była tego przyczyna? Przecież kościoły bliskowschodnie nigdy nie miały charakteru imperialnego, nie stało za nimi żadne mocarstwo. Otóż nawróceń dokonywali wierni – najczęściej rzemieślnicy i kupcy – poprzez swoje świadectwo wiary zarówno w pracy, jak i w sprawach osobistych. Cechowali się – i tak jest po dziś dzień – rzetelnością w pracy i w handlu. Nie podejmowali się zawodów, w których nie można być rzetelnym. Nie dopuszczali kłamstwa przy zachwalaniu swojego towaru. Cenili sobie prawdomówność, uważając, że kłamstwo jest długiem zaciągniętym u Szatana, który trzeba będzie spłacić. Przy tym wszystkim uznawali, i uznają do dziś, że podstawową wspólnotę wiary stanowi rodzina. Zasadniczym świadectwem wiary jest zatem bycie dobrym ojcem i matką. Nie do pomyślenia byłoby u nich poświęcenie rodziny na rzecz pracy czy biznesu. Ślubowanie małżeńskie jest jedynym potwierdzonym sakramentalnie zobowiązaniem, a zatem wszystkie inne zobowiązania są na drugim miejscu. Jeśli ktoś zaniedbał swoją rodzinę, nie będzie także wiarygodny w biznesie. Zarówno życie rodzinne jak i zawodowe powinno się więc toczyć w zgodzie z wiarą, jednak z zachowaniem właściwej hierarchii wartości.

Chrześcijanie bliskowschodni mogą nas także nauczyć akceptacji różnorodności i szacunku dla indywidualnego przeżywania wiary. W tamtejszym rejonie przez wieki współistniały różne tradycje religijne przy świadomości wspólnych, chrześcijańskich korzeni. Jak to ujął ks. prof. Jan Żelazny, kościoły bliskowschodnie nie prezentują wiernym wąskiej, jedynie słusznej ścieżki wiary, lecz raczej szeroką drogę, gdzie co prawda krawężniki są zaznaczone bardzo wyraźnie, ale teren samej drogi stanowi obszar swobodnego poruszania się wiernych. Także tamtejszy monastycyzm akceptuje różne style życia – nie ma konieczności, aby wszyscy mnisi zawsze uczestniczyli w tych samych obrzędach. Dopuszcza się wręcz sytuację, w której część mnichów prowadzi życie w odosobnieniu, a część we wspólnocie. Wynika to z indywidualnego podejścia do rozwoju duchowego człowieka. Nowicjat również nie trwa jakieś określonej liczby lat, nie jest to „program do przerobienia” jak w szkole. Kapłanem zostaje się wtedy, kiedy jest się gotowym duchowo. Widać tutaj nawiązanie do praktyk pierwotnego Kościoła, w którym chrzest stanowił zwieńczenie długiej drogi katechumenatu, która zawsze przebiegała indywidualne.

Bliskowschodni chrześcijanie mogą nas nauczyć także jałmużny. W ich ujęciu ofiarę może złożyć tylko człowiek wolny i z samego siebie, tzn. poświęcając swój czas i wysiłek – tylko wówczas materialny wymiar ofiary ma sens. W starożytnych wspólnotach podczas Mszy Św. składano dwie ofiary – osobno na wspólnotę i osobno na działalność charytatywną, która była skierowana do konkretnych potrzebujących, jednak w taki sposób, aby nie poznali osoby ofiarodawcy. Przy tym fundusze przeznaczone na ofiarę muszą być uzyskane w sposób godziwy. „Cel nigdy nie uświęca środków” to zasada, którą bliskowschodni chrześcijanie traktują z całą powagą.

I wreszcie – naprawdę wiele możemy się nauczyć od tych zagrożonych wspólnot w odniesieniu do zawierzenia Bogu. Jeśli naprawdę wierzymy, że Bóg jest Panem, musimy Mu pozwolić działać. Popularna na Bliskim Wschodzie ikona przedstawia Jezusa Chrystusa i Matkę Boską ze stągwiami wina oraz napis „Uczyńcie wszystko, cokolwiek wam powie”. Modlitwa nie jest zleceniem rozwiązania naszego konkretnego problemu w taki sposób, jaki sobie wymyśliliśmy, lecz pełnym ufności zdaniem się na łaskę miłosiernego Boga. Łaskę, której nasi chrześcijańscy bracia na Bliskim Wschodzie potrzebują szczególnie dzisiaj, w dobie nękających ich prześladowań i konfliktów zbrojnych.

Maciej Kaniewski

Warszawa